Wyśrubowane wymagania klimatyczne stawiane przez Unię Europejską odbijają się głęboką czkawką w firmach transportowych.
Jeszcze przed rosyjskim atakiem na Ukrainę, ceny skroplonego gazu ziemnego (LNG) zaczęły gwałtownie rosnąć. Już wtedy zaczął być to problem nie tylko dla firm przemysłowych używających ten gaz jako nośnik energii lub surowiec używany w procesach technologicznych, ale także dla firm transportowych, które zainwestowały w tabor samochodowy fabrycznie wyposażony w silniki napędzane LNG. Motywacje do tej inwestycji były różne. Od chęci bycia bardziej „eko”, przez dostosowanie się do wymagań zachodnich klientów redukujących ślad węglowy w wytwarzanych i sprzedawanych produktach, przez chęć stopniowego przygotowania się do wymagań zapowiadanego pakietu fit for 55, po kalkulacje ekonomiczną związaną z zerową stawką opłat dla pojazdów LNG poruszających się po niemieckich drogach.

Gazowa czkawka w transporcie

Zdjęcie: internet