Od miesiąca trwa ogromny protest przewoźników na granicy polskiej, z powodu nieuczciwej konkurencji z Ukrainy.  Do protestu dołączyli się również kierowcy z państw ościennych. Wbrew pozorom, nie jest to problem marginalny, dotyczący jedynie obszarów przygranicznych. To jest problem całej branży transportowej w Polsce i w sąsiadujących państwach.

Nie możemy pozwalać na to, by polscy przewoźnicy byli wypychani z rynku europejskiego.

Komisja Europejskiego zezwoliła na świadczenie usług przewoźnikom ukraińskim, ale tylko w transporcie bilateralnym. Zezwolono na brak pozwoleń dla przewoźników ukraińskich po wybuchu wojny na Ukrainie, które to nasi przewoźnicy muszą posiadać, jako członkowie Unii Europejskiej. Rozumieliśmy potrzebę, bo ukraińskie łańcuchy dostaw zostały mocno zniszczone. Jednak to przedsięwzięcie rozwinęło się do tego stopnia, że przewoźnicy z Polski, Słowacji, Węgier i innych krajów blisko Ukrainy odczuwają potężną i niesprawiedliwą konkurencję ze strony ukraińskich podmiotów. Nie możemy z nimi konkurować, bo koszty działania miedzy polskimi, a ukraińskimi firmami są zupełnie inne, np: stawki dla kierowców, opłaty transportowe i innych regulacje na poziomie krajowym i europejskim.